Ściany mojego krakowskiego mieszkania zdobią piękne obrazy otrzymane w
podarku. Zaczęło się od dwóch i co jakiś czas jestem obdarowywana nowymi. W
większości są to pastele przedstawiające ogrody pełne kwiatów, ale nie tylko. W
moich mikrozbiorach znajdują się też różne widoki np. kościół św. Michała czy
też św. Jakuba w Sandomierzu. Jedne są bardzo optymistyczne inne trochę
bardziej tajemnicze. Ich wspólna cecha to fakt, iż wszystkie zostały namalowane
przez cudowną osobę jaką jest Joanna Gałecka, którą miałam okazję poznać
osobiście w minioną sobotę.
Ponieważ na moje ostatnie imieniny zażyczyłam sobie obraz, na którym widniałby Kraków lub charakterystyczny motyw kojarzący się z tym miastem ciocia postanowiła zabrać mnie do pracowni, gdzie miałabym sobie wybrać obraz, który najbardziej mi się spodoba. Przyznam, iż byłam bardzo podekscytowana myślą, że poznam wreszcie autorkę większości dzieł zdobiących ściany mego gniazdka. Joanna (zaproponowała mówienie sobie po imieniu) mieszka w malutkim klimatycznym mieszkanku, z którego rozpościera się widok na panoramę Krakowa. Z 11 piętra widać i Wawel i Kopiec i cały Kraków. Wewnątrz nie znalazłam żadnych przypadkowych mebli czy przedmiotów. Wszystko co się tam znajdowało miało swoja historię. W pokoiku czekały już na mnie przygotowane pastele dobrane do moich wymagań. Wybór był niełatwy. Podczas pogawędki cały czas zastanawiałam na co się zdecydować. Wśród prac znajdował się wiele miejsc związanych z Krakowem, a im dłużej się im przyglądałam tym większy miałam problem z wyborem. Każdy z obrazów przemycał coś wyjątkowego, a ja w końcu zdecydowałam się na Kościół Mariacki z perspektywy osoby siedzącej w kawiarence pod Sukiennicami.
Ku mojej uciesze Joanna zaprosiła nas do swej pracowni. Zapach farb, sterty obrazów nie tylko na ścianach, ale i na stole, artystyczny nieład, regały z książkami, a także wiele przedmiotów, które znalazłam potem na obrazach z martwą naturą zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Przez moją głowę przebiegła myśl, że wielu niedocenionych za życia artystów żyło sobie skromnie właśnie na małym stryszku i oddawało się tam swoim wizjom i pasji.
Z całej wizyty jednak największym przeżyciem było poznanie osobiście autorki tych małych dzieł. Joanna to prawdziwa artystka w każdym calu: bardzo ciepła, spokojna i wrażliwa. Kiedy opowiada o swych pracach, a musicie wiedzieć, że każdy z nich ma swoją własną historię, można jej słuchać godzinami. Może jeszcze parę słów o samej artystce. Joanna pochodzi z Podlasia, skończyła krakowską ASP, zajmuje się malarstwem, rysunkiem i drzeworytem, na co dzień związana jest z Krakowem, gdzie mieszka i pracuje. Po zakończonej wizycie pojechaliśmy wszyscy razem do mnie na kawkę, aby artystka mogła zobaczyć swoje prace oprawione i rozdysponowane na mych ścianach. Cóż to był za dzień! Mój nowy obraz pojechał do oprawy, ale w ostatniej chwili zdążyłam mu cyknąć zdjęcie.
Ponieważ na moje ostatnie imieniny zażyczyłam sobie obraz, na którym widniałby Kraków lub charakterystyczny motyw kojarzący się z tym miastem ciocia postanowiła zabrać mnie do pracowni, gdzie miałabym sobie wybrać obraz, który najbardziej mi się spodoba. Przyznam, iż byłam bardzo podekscytowana myślą, że poznam wreszcie autorkę większości dzieł zdobiących ściany mego gniazdka. Joanna (zaproponowała mówienie sobie po imieniu) mieszka w malutkim klimatycznym mieszkanku, z którego rozpościera się widok na panoramę Krakowa. Z 11 piętra widać i Wawel i Kopiec i cały Kraków. Wewnątrz nie znalazłam żadnych przypadkowych mebli czy przedmiotów. Wszystko co się tam znajdowało miało swoja historię. W pokoiku czekały już na mnie przygotowane pastele dobrane do moich wymagań. Wybór był niełatwy. Podczas pogawędki cały czas zastanawiałam na co się zdecydować. Wśród prac znajdował się wiele miejsc związanych z Krakowem, a im dłużej się im przyglądałam tym większy miałam problem z wyborem. Każdy z obrazów przemycał coś wyjątkowego, a ja w końcu zdecydowałam się na Kościół Mariacki z perspektywy osoby siedzącej w kawiarence pod Sukiennicami.
Ku mojej uciesze Joanna zaprosiła nas do swej pracowni. Zapach farb, sterty obrazów nie tylko na ścianach, ale i na stole, artystyczny nieład, regały z książkami, a także wiele przedmiotów, które znalazłam potem na obrazach z martwą naturą zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Przez moją głowę przebiegła myśl, że wielu niedocenionych za życia artystów żyło sobie skromnie właśnie na małym stryszku i oddawało się tam swoim wizjom i pasji.
Z całej wizyty jednak największym przeżyciem było poznanie osobiście autorki tych małych dzieł. Joanna to prawdziwa artystka w każdym calu: bardzo ciepła, spokojna i wrażliwa. Kiedy opowiada o swych pracach, a musicie wiedzieć, że każdy z nich ma swoją własną historię, można jej słuchać godzinami. Może jeszcze parę słów o samej artystce. Joanna pochodzi z Podlasia, skończyła krakowską ASP, zajmuje się malarstwem, rysunkiem i drzeworytem, na co dzień związana jest z Krakowem, gdzie mieszka i pracuje. Po zakończonej wizycie pojechaliśmy wszyscy razem do mnie na kawkę, aby artystka mogła zobaczyć swoje prace oprawione i rozdysponowane na mych ścianach. Cóż to był za dzień! Mój nowy obraz pojechał do oprawy, ale w ostatniej chwili zdążyłam mu cyknąć zdjęcie.
Ja nie mam facebooka, ale Joanna ma, więc jeśli ktoś jest zainteresowany
może sobie tam zerknąć: