środa, 26 marca 2014

WIZYTA W PRACOWNI MALARSKIEJ

Ściany mojego krakowskiego mieszkania zdobią piękne obrazy otrzymane w podarku. Zaczęło się od dwóch i co jakiś czas jestem obdarowywana nowymi. W większości są to pastele przedstawiające ogrody pełne kwiatów, ale nie tylko. W moich mikrozbiorach znajdują się też różne widoki np. kościół św. Michała czy też św. Jakuba w Sandomierzu. Jedne są bardzo optymistyczne inne trochę bardziej tajemnicze. Ich wspólna cecha to fakt, iż wszystkie zostały namalowane przez cudowną osobę jaką jest Joanna Gałecka, którą miałam okazję poznać osobiście w minioną sobotę.

Ponieważ na moje ostatnie imieniny zażyczyłam sobie obraz, na którym widniałby Kraków lub charakterystyczny motyw kojarzący się z tym miastem ciocia postanowiła zabrać mnie do pracowni, gdzie miałabym sobie wybrać obraz, który najbardziej mi się spodoba. Przyznam, iż byłam bardzo podekscytowana myślą, że poznam wreszcie autorkę większości dzieł zdobiących ściany mego gniazdka. Joanna (zaproponowała mówienie sobie po imieniu) mieszka w malutkim klimatycznym mieszkanku, z którego rozpościera się widok na panoramę Krakowa. Z 11 piętra widać i Wawel i Kopiec i cały Kraków. Wewnątrz nie znalazłam żadnych przypadkowych mebli czy przedmiotów. Wszystko co się tam znajdowało miało swoja historię. W pokoiku czekały już na mnie przygotowane pastele dobrane do moich wymagań. Wybór był niełatwy. Podczas pogawędki cały czas zastanawiałam na co się zdecydować. Wśród prac znajdował się wiele miejsc związanych z Krakowem, a im dłużej się im przyglądałam tym większy miałam problem z wyborem. Każdy z obrazów przemycał coś wyjątkowego, a ja w końcu zdecydowałam się na Kościół Mariacki z perspektywy osoby siedzącej w kawiarence pod Sukiennicami.

Ku mojej uciesze Joanna zaprosiła nas do swej pracowni. Zapach farb, sterty obrazów nie tylko na ścianach, ale i na stole, artystyczny nieład, regały z książkami, a także wiele przedmiotów, które znalazłam potem na obrazach z martwą naturą zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Przez moją głowę przebiegła myśl, że wielu niedocenionych za życia artystów żyło sobie skromnie właśnie na małym stryszku i oddawało się tam swoim wizjom i pasji.

Z całej wizyty jednak największym przeżyciem było poznanie osobiście autorki tych małych dzieł. Joanna to prawdziwa artystka w każdym calu: bardzo ciepła, spokojna i wrażliwa. Kiedy opowiada o swych pracach, a musicie wiedzieć, że każdy z nich ma swoją własną historię, można jej słuchać godzinami. Może jeszcze parę słów o samej artystce. Joanna pochodzi z Podlasia, skończyła krakowską ASP, zajmuje się malarstwem, rysunkiem i drzeworytem, na co dzień związana jest z Krakowem, gdzie mieszka i pracuje.  Po zakończonej wizycie pojechaliśmy wszyscy razem do mnie na kawkę, aby artystka mogła zobaczyć swoje prace oprawione i rozdysponowane na mych ścianach. Cóż to był za dzień! Mój nowy obraz pojechał do oprawy, ale w ostatniej chwili zdążyłam mu cyknąć zdjęcie.
 
Ja nie mam facebooka, ale Joanna ma, więc jeśli ktoś jest zainteresowany może sobie tam zerknąć:

czwartek, 20 marca 2014

ZUMBA - GORĄCO POLECAM

Ulegając namowom koleżanek i w pewnym sensie też modzie wybrałam się z jedną z nich na Zumbę. Słyszałam już o tego rodzaju rozrywce, ale sama jeszcze tego nie próbowałam. Przyznam szczerze, że przekonana do tego pomysłu nie byłam. Zdarzało mi się uczęszczać na fitness i nie było to coś co pochłonełoby mnie do reszty. Może też stąd ma postawa co do Zumby nie była zbyt optymistyczna. Od wspólnego podskakiwania w grupie więcej przyjemności sprawiał mi indoor cycling, czyli rowerki. Na tych zajęciach naprawdę lubiłam przebywać. Ale wracajmy do Zumby.
 
Ponieważ byłam już umówiona, a sala znajduję się 3 minutki od mojego obecnego miejsca pobytu słomiany nie miał pola do popisu. Wygrzebałam więc z szafy z deczka sprane ledżinsy J i koszulkę, skoczyłam po wodę i pobiegłam na moje pierwsze zajęcia. Nie powiem stracha spowodowanego brakiem kondycji miałam. Stanęłam sobie nieśmiało na samym końcu no i się zaczęło. Z początku byłam lekko zdezorientowana, ale latynoamerykańskie rytmy poznane podczas mojego pobytu w Hiszpanii dały o sobie znać. Nie tylko moje nogi, ale całe me ciało, a za nim i dusza oddały się zumbowskim harcom. Tak mi się spodobało, iż po skończonym treningu byłam pewna, ze minęło dopiero pół godzinki, a to był już koniec zajęć. Wręcz byłam rozczarowana, że ta przyjemność jest już za mną. Nie powiem rumieniec pojawił się na mych licach i czułam lekki zmęczenie, ale było to bardzo przyjemne uczucie. Oczywiście nie zdążyłam ogarnąć wszystkich układów, ale przecież po to są zajęcia nr 2, 3, 4, 5, itp. Tanecznym krokiem w pełni zadowolona, że zrobiłam coś dla ciała wróciłam do domu. Oby tylko słomiany mnie nie dopadł.

środa, 12 marca 2014

FRIZZANTE DOBRE NA WSZYSTKO


W sobotnie lub niedzielne przedpołudnia, czy to zima czy to lato często jesteśmy gośćmi przytulnego lokalu na Nadwiślańskiej w Krakowie. W Cavie, gdyż tak zwie się to miejsce podczas tych leniwych chwil popijamy sobie kawkę i przeglądamy prasę. Oczywiście za każdym razem ulegamy pokusie i do kawy dodajemy, a to serniczek z musem malinowym, a to tarte śliwkową z kruszonką i sosem waniliowym, a to jakieś małe śniadanko. Wszystko zależy od stopnia niepełnienia naszych brzuszków. Wybór jest spory, ponieważ karta bogata jest we wszelakiego rodzaju przekąski i małe dania. Jest w tym lokalu coś co przyciąga nie tylko za dnia, ale i z wieczora. Może to pyszne mojito, a może miła obsługa i wyjątkowa atmosfera spowodowana tym, że lokal jest naprawdę niewielki. Lubimy sobie przycupnąć przy barze i sączyć specjalność lokalu, czyli Frizzante lane prosto z beczki. Lekko musujący, odpowiednio schłodzony napój jest wyśmienitym dodatkiem do naszych wizyt w Cavie o każdej porze dnia i roku. Uwielbiam te błogie chwile w bąbelkowej atmosferze.

wtorek, 4 marca 2014

ROK 2013 ROKIEM SŁOMIANEGO


Miniony Rok 2013 ogłaszam rokiem słomianego i przyznaję, że rządził on w moim życiu na całego. Zaczął działać już w 2012, ale to na co pozwolił sobie w 2013 przechodzi ludzkie pojęcie. Czas charakteryzuje się zawrotnym tempem i tak oto niczym Śpiąca Królewna przebudziłam się w 2014. Powiedzmy, że przeleżakowałam jak dobre wino i kisiłam się we własnym sosie, aż do przesady. Oczywiście byłam w wielu miejscach godnych opisania, ale komu by się chciało opisywać cokolwiek skoro słomiany rozgościł się na dobre i nie pozwalał mi się ruszyć. Wkradł się nie tylko do mojego mózgu, ale i ciała. Nie pozwalał dzielić się z innymi przeżytymi chwilami. Obligował mnie do oglądania wszelakich seriali. Nakazywał ucinać sobie drzemki przeradzające się w przesypianie całego dnia. Straszliwe sobie poczynał ze mną. Ale to już było i mam nadzieję, że nie wróci więcej. Przynajmniej tym razem nie dam się tak łatwo. Trzymajcie więc kciuki. Może tym razem nie zawiodę :) Pozdrawiam wszystkich wspierających.

piątek, 10 sierpnia 2012

2. BABY SĄ JAKIEŚ INNE





Tytuł oryginalny: Baby są jakieś inne
Premiera: 2011
Gatunek: Dramat, Komedia
Produkcja: Polska
Reżyseria: Marek Koterski
Aktorzy: Adam Woronowicz, Robert Więckiewicz, Małgorzata Bogdańska, Michał Koterski, Patrycja Marciniak, Maciej Musiał, Winicjusz Rzymyszkiewicz, Joanna Aleksandrowicz, Iwona Banasiak, Maja Bum

Każdy z nas widział Wszyscy jesteśmy Chrystusami, a już na pewno Dzień świra. Mam zawsze problem z określeniem gatunku tego typu filmów, ponieważ z jednej strony są bardzo zabawne, ale w tej zabawności są tak prawdziwe, że aż tragiczne. Baby są jakieś inne są trochę mniej żwawe niż wyżej wymieniony filmy Koterskiego, ale bardzo trafne w swych dialogach. Film przedstawia w bardzo prosty sposób schematy, które rządzą relacjami damsko-męskimi w polskiej rzeczywistości. Mnie najbardziej rozbawiło, że mężczyźni wymieniają rzeczy, które straszliwie denerwują ich u kobiet, a sami zachowują się tak samo jak one. A czasem jeszcze gorzej. Polecam, ale ostrzegam, że prawie cała akcja rozgrywa się w samochodzie podczas podróży i oparta jest głównie na dialogach. Trzeba się bardzo skupić i dokładnie wsłuchać. Może odkryjemy jakiś szczegół, który tak bardzo drażni płeć przeciwną i wreszcie zdamy sobie sprawę, że należy coś w sobie zmienić.

Zwiastun filmu


Plakaty oraz zwiastuny pochodzą ze strony www.filmweb.pl

piątek, 20 lipca 2012

1. HISTERIA - ROMANTYCZNA HISTORIA WIBRATORA


 


Tytuł oryginalny: Hysteria
Premiera: 2012
Gatunek: Komedia romantyczna
Produkcja: Francja, Luksemburg, Niemcy, Wielka Brytania
Reżyseria: Tanya Wexler
Aktorzy:  Hugh Dancy, Maggie Gyllenhaal, Jonathan Pryce, Felicity Jones, Rupert Everett, Ashley Jensen, Sheridan Smith, Gemma Jones,  Malcolm Rennie, Kim Criswell

Cała akcja filmu rozgrywa się w epoce wiktoriańskiej. Młody lekarz, który wyrzucany jest z kolejnych szpitali za nowoczesne podejście do higieny, trafia na prywatną praktykę do lekarza, który jest specjalistą chorób kobiecych. Czeka go tam niełatwe zadanie, ponieważ musi leczyć pacjentki w różnym wieku z „histerii”. W jaki sposób? Myślę, że każdy powinien zobaczyć to na własne oczy. Jest tak wykończony tym zajęciem, że pewnego dnia zawodzi jedną z kluczowych pacjentek i w ten oto sposób traci nie tylko kolejną posadę, ale również rękę młodszej córki swego pracodawcy. Na szczęście przez przypadek i przy pomocy swego przyjaciela odkrywa, że maszynka do ścierania kurzu może doskonale sprawdzać się jako wibrator i wykonywać za niego najmniej przyjemną robotę. Okazuje się, że nowy wynalazek robi furorę, a główny bohater odkrywa swe uczucie do drugiej córki, którą z resztą uchroni przed zamknięciem w zakładzie dla obłąkanych. Standardowa historia miłosna przedstawiona na tle zabawnej wibrującej historii, która oczywiście gwarantuje głównemu bohaterowi z biednego domu sławę oraz pieniądze. Można się troszkę pośmiać – zwłaszcza podczas pierwszego zastosowania wibratora. Aż trudno uwierzyć, że historia oparta jest na faktach. Po za tym uwagę przyciąga ekscentryczny przyjaciel wynalazcy wibratora. Film przyjemny i z przesłaniem – należy robić w życiu to co się kocha.


Plakaty oraz zwiastuny pochodzą ze strony www.filmweb.pl

środa, 18 lipca 2012

RECENZJE CZAS ZACZĄĆ

Mój mały festiwal filmowy trwa. Trochę czasu on zabiera, ale przyjemności z niego czerpie się co nie miara. Pogoda z jednej strony sprzyja wypadom do kina, ponieważ jest deszczowo i wręcz zimno. Nie szkoda więc lata i słońca, ponieważ go nie ma. Ale z drugiej strony jak ciężko jest zebrać się i wyjść z domu na ten deszcz. Na szczęście filmy oraz atmosfera starego kina rekompensują wszystkie niedogodności. I co najważniejsze na salę, w której odbywają się wybrane przeze mnie seanse nie można wnosić popcornu, ponieważ posiada ona status kinoteatru. Nie ma więc chrupania, chrząkania i parskania zanim jeszcze film się na dobre rozpocznie. A oto zasady recenzji, które będę od jutra zamieszczać na mym odrodzonym blogu. Filmy będę opisywać w kolejności ich oglądania. Po za tytułem będzie pojawiać kilka podstawowych informacji dotyczących twórców, aktorów itp. Zamieszczę także krótki opis no i małą ocenę oraz moje odczucia o zabarwieniu subiektywnym. Miałam też przypisywać gwiazdki za konkretne cechy filmu, ale to chyba nie jest dobry pomysł. Na koniec po prostu wybiorę mojego faworyta i uzasadnię swój wybór J

piątek, 13 lipca 2012

MÓJ MAŁY FESTIWAL FILMOWY

W okresie letnim bardzo często słyszymy o różnych festiwalach filmowych, a także innych wydarzeniach teatralnych, czy też muzycznych. Na chwilę obecną nie będę brała udziału w żadnym ważnym wydarzeniu kulturalnym, dlatego też, aby urozmaicić sobie troszkę lato spędzane w mieście postanowiłam skorzystać z corocznej propozycji Krakowskiego Centrum Kinowego ARS. Od 2003 roku latem organizowany jest w nim przegląd filmowy. W tym roku kino oferuje 13 filmów różnego rodzaju i pochodzenia J. A oto one:
·         80 milionów
·         Baby są jakieś inne
·         Dom snów
·         Dziennik zakrapiany rumem
·         Kobiety z 6. piętra
·         Królestwo zwierząt
·         Nic do oclenia
·         O północy w Paryżu
·         Odrobina nieba
·         Pogorzelisko
·         Szpieg
·         Żelazna dama
I w ten oto sposób zrodził się pomysł, aby zorganizować swój własny festiwal filmowy i wybrać się na wszystkie propozycje, które są wyświetlane w dniach 6-26 lipca. Rezerwacje zrobione. 2 filmy już za mną. Zrezygnowałam tylko z filmu Dom snów, ponieważ jest to film straszny, a ja takich zazwyczaj nie oglądam. Mam nadzieję, że wszystkie filmy zostanę przeze mnie „zaliczone”, choć może być ciężko, gdyż w tym czasie najprawdopodobniej będę przebywać na krótkich wakacjach. Ale nic to – na pewno zamieszczę recenzje oraz własny ranking tych, które zostaną przeze mnie oglądnięte.

czwartek, 12 lipca 2012

NIEŚMIAŁO WITAM PONOWNIE

Zdaję sobie sprawę, że przesadziłam. Minęła jedna pora roku w całości, a ja nic nie napisałam. Nie pozostaje mi nic innego jak zwalić zaistniałą sytuację na szanownego słomianego oraz przesilenie wiosenne, które czasem ma negatywne skutki. Muszę też przyznać, że dopadły mnie chwile zwątpienia i myśl, że całe to blogowe przedsięwzięcie jest mało interesujące i nie ma większego sensu. Że to moje pisanie nie prowadzi do niczego. I tak odkładałam kolejne wpisy, a czas sobie upływał. Dziś postanowiłam jednak to zmienić i wziąć się wreszcie do roboty. Na początek ten oto mały wpis tłumacząco-usprawiedliwiający. A przy okazji witam wszystkich ponownie J

wtorek, 13 marca 2012

NOVA RESTO BAR

Jeśli chcecie poznać znaczenie słowa resto - bar polecam wybranie się do Novej na Kazimierzu. Miejsce nowoczesne, kolorowe i przestronne. Lampy i kanapy posiadają ten sam design, co bardzo ciekawie się prezentuje i rzuca się w oczy od samego początku. Spokojnie można się wybrać większą grupą znajomych, ponieważ panują tu idealne warunki do łączenia stolików. Nova posiada dość sporą werandę, z której można korzystać przez okrągły rok. Podczas chłodnych pór roku jest ona zasłonięta przezroczystą folią. Natomiast, jak łatwo się domyśleć, kiedy tylko zrobi się ciepło zostaje ona odsłonięta i można oddychać świeżym powietrzem, o ile takie w Krakowie jest dostępne J. Nie wiem dlaczego, ale tak się już utarło, że większość ważnych okazji świętuję właśnie w Novej. Dzieje się tak chyba za sprawą pysznego mojito, które jest tam serwowane w najróżniejszych smakach, a to jeden z moich ulubionych napojów wyskokowych. Na początku podchodziłam dość sceptycznie do mojito malinowego czy też jagodowego, ale raz się skusiłam i nigdy tego nie żałowałam. Polecam także melonową odmianę tego trunku. Menu raczej reprezentuje włoskie smaki, dostępne jest również w wersji light dla dbających o sylwetkę. Sałatki pierwsza klasa. Makarony rewelacyjne. Desery przepyszne. Przekąski też niczego sobie. Kapitalne miejsce na luźne spotkania w gronie przyjaciół. Jednak mimo nowoczesnej formy podczas wizyty w tym miejscu cały czas czuć klimat starego i poczciwego Kazimierza.