piątek, 10 sierpnia 2012

2. BABY SĄ JAKIEŚ INNE





Tytuł oryginalny: Baby są jakieś inne
Premiera: 2011
Gatunek: Dramat, Komedia
Produkcja: Polska
Reżyseria: Marek Koterski
Aktorzy: Adam Woronowicz, Robert Więckiewicz, Małgorzata Bogdańska, Michał Koterski, Patrycja Marciniak, Maciej Musiał, Winicjusz Rzymyszkiewicz, Joanna Aleksandrowicz, Iwona Banasiak, Maja Bum

Każdy z nas widział Wszyscy jesteśmy Chrystusami, a już na pewno Dzień świra. Mam zawsze problem z określeniem gatunku tego typu filmów, ponieważ z jednej strony są bardzo zabawne, ale w tej zabawności są tak prawdziwe, że aż tragiczne. Baby są jakieś inne są trochę mniej żwawe niż wyżej wymieniony filmy Koterskiego, ale bardzo trafne w swych dialogach. Film przedstawia w bardzo prosty sposób schematy, które rządzą relacjami damsko-męskimi w polskiej rzeczywistości. Mnie najbardziej rozbawiło, że mężczyźni wymieniają rzeczy, które straszliwie denerwują ich u kobiet, a sami zachowują się tak samo jak one. A czasem jeszcze gorzej. Polecam, ale ostrzegam, że prawie cała akcja rozgrywa się w samochodzie podczas podróży i oparta jest głównie na dialogach. Trzeba się bardzo skupić i dokładnie wsłuchać. Może odkryjemy jakiś szczegół, który tak bardzo drażni płeć przeciwną i wreszcie zdamy sobie sprawę, że należy coś w sobie zmienić.

Zwiastun filmu


Plakaty oraz zwiastuny pochodzą ze strony www.filmweb.pl

piątek, 20 lipca 2012

1. HISTERIA - ROMANTYCZNA HISTORIA WIBRATORA


 


Tytuł oryginalny: Hysteria
Premiera: 2012
Gatunek: Komedia romantyczna
Produkcja: Francja, Luksemburg, Niemcy, Wielka Brytania
Reżyseria: Tanya Wexler
Aktorzy:  Hugh Dancy, Maggie Gyllenhaal, Jonathan Pryce, Felicity Jones, Rupert Everett, Ashley Jensen, Sheridan Smith, Gemma Jones,  Malcolm Rennie, Kim Criswell

Cała akcja filmu rozgrywa się w epoce wiktoriańskiej. Młody lekarz, który wyrzucany jest z kolejnych szpitali za nowoczesne podejście do higieny, trafia na prywatną praktykę do lekarza, który jest specjalistą chorób kobiecych. Czeka go tam niełatwe zadanie, ponieważ musi leczyć pacjentki w różnym wieku z „histerii”. W jaki sposób? Myślę, że każdy powinien zobaczyć to na własne oczy. Jest tak wykończony tym zajęciem, że pewnego dnia zawodzi jedną z kluczowych pacjentek i w ten oto sposób traci nie tylko kolejną posadę, ale również rękę młodszej córki swego pracodawcy. Na szczęście przez przypadek i przy pomocy swego przyjaciela odkrywa, że maszynka do ścierania kurzu może doskonale sprawdzać się jako wibrator i wykonywać za niego najmniej przyjemną robotę. Okazuje się, że nowy wynalazek robi furorę, a główny bohater odkrywa swe uczucie do drugiej córki, którą z resztą uchroni przed zamknięciem w zakładzie dla obłąkanych. Standardowa historia miłosna przedstawiona na tle zabawnej wibrującej historii, która oczywiście gwarantuje głównemu bohaterowi z biednego domu sławę oraz pieniądze. Można się troszkę pośmiać – zwłaszcza podczas pierwszego zastosowania wibratora. Aż trudno uwierzyć, że historia oparta jest na faktach. Po za tym uwagę przyciąga ekscentryczny przyjaciel wynalazcy wibratora. Film przyjemny i z przesłaniem – należy robić w życiu to co się kocha.


Plakaty oraz zwiastuny pochodzą ze strony www.filmweb.pl

środa, 18 lipca 2012

RECENZJE CZAS ZACZĄĆ

Mój mały festiwal filmowy trwa. Trochę czasu on zabiera, ale przyjemności z niego czerpie się co nie miara. Pogoda z jednej strony sprzyja wypadom do kina, ponieważ jest deszczowo i wręcz zimno. Nie szkoda więc lata i słońca, ponieważ go nie ma. Ale z drugiej strony jak ciężko jest zebrać się i wyjść z domu na ten deszcz. Na szczęście filmy oraz atmosfera starego kina rekompensują wszystkie niedogodności. I co najważniejsze na salę, w której odbywają się wybrane przeze mnie seanse nie można wnosić popcornu, ponieważ posiada ona status kinoteatru. Nie ma więc chrupania, chrząkania i parskania zanim jeszcze film się na dobre rozpocznie. A oto zasady recenzji, które będę od jutra zamieszczać na mym odrodzonym blogu. Filmy będę opisywać w kolejności ich oglądania. Po za tytułem będzie pojawiać kilka podstawowych informacji dotyczących twórców, aktorów itp. Zamieszczę także krótki opis no i małą ocenę oraz moje odczucia o zabarwieniu subiektywnym. Miałam też przypisywać gwiazdki za konkretne cechy filmu, ale to chyba nie jest dobry pomysł. Na koniec po prostu wybiorę mojego faworyta i uzasadnię swój wybór J

piątek, 13 lipca 2012

MÓJ MAŁY FESTIWAL FILMOWY

W okresie letnim bardzo często słyszymy o różnych festiwalach filmowych, a także innych wydarzeniach teatralnych, czy też muzycznych. Na chwilę obecną nie będę brała udziału w żadnym ważnym wydarzeniu kulturalnym, dlatego też, aby urozmaicić sobie troszkę lato spędzane w mieście postanowiłam skorzystać z corocznej propozycji Krakowskiego Centrum Kinowego ARS. Od 2003 roku latem organizowany jest w nim przegląd filmowy. W tym roku kino oferuje 13 filmów różnego rodzaju i pochodzenia J. A oto one:
·         80 milionów
·         Baby są jakieś inne
·         Dom snów
·         Dziennik zakrapiany rumem
·         Kobiety z 6. piętra
·         Królestwo zwierząt
·         Nic do oclenia
·         O północy w Paryżu
·         Odrobina nieba
·         Pogorzelisko
·         Szpieg
·         Żelazna dama
I w ten oto sposób zrodził się pomysł, aby zorganizować swój własny festiwal filmowy i wybrać się na wszystkie propozycje, które są wyświetlane w dniach 6-26 lipca. Rezerwacje zrobione. 2 filmy już za mną. Zrezygnowałam tylko z filmu Dom snów, ponieważ jest to film straszny, a ja takich zazwyczaj nie oglądam. Mam nadzieję, że wszystkie filmy zostanę przeze mnie „zaliczone”, choć może być ciężko, gdyż w tym czasie najprawdopodobniej będę przebywać na krótkich wakacjach. Ale nic to – na pewno zamieszczę recenzje oraz własny ranking tych, które zostaną przeze mnie oglądnięte.

czwartek, 12 lipca 2012

NIEŚMIAŁO WITAM PONOWNIE

Zdaję sobie sprawę, że przesadziłam. Minęła jedna pora roku w całości, a ja nic nie napisałam. Nie pozostaje mi nic innego jak zwalić zaistniałą sytuację na szanownego słomianego oraz przesilenie wiosenne, które czasem ma negatywne skutki. Muszę też przyznać, że dopadły mnie chwile zwątpienia i myśl, że całe to blogowe przedsięwzięcie jest mało interesujące i nie ma większego sensu. Że to moje pisanie nie prowadzi do niczego. I tak odkładałam kolejne wpisy, a czas sobie upływał. Dziś postanowiłam jednak to zmienić i wziąć się wreszcie do roboty. Na początek ten oto mały wpis tłumacząco-usprawiedliwiający. A przy okazji witam wszystkich ponownie J

wtorek, 13 marca 2012

NOVA RESTO BAR

Jeśli chcecie poznać znaczenie słowa resto - bar polecam wybranie się do Novej na Kazimierzu. Miejsce nowoczesne, kolorowe i przestronne. Lampy i kanapy posiadają ten sam design, co bardzo ciekawie się prezentuje i rzuca się w oczy od samego początku. Spokojnie można się wybrać większą grupą znajomych, ponieważ panują tu idealne warunki do łączenia stolików. Nova posiada dość sporą werandę, z której można korzystać przez okrągły rok. Podczas chłodnych pór roku jest ona zasłonięta przezroczystą folią. Natomiast, jak łatwo się domyśleć, kiedy tylko zrobi się ciepło zostaje ona odsłonięta i można oddychać świeżym powietrzem, o ile takie w Krakowie jest dostępne J. Nie wiem dlaczego, ale tak się już utarło, że większość ważnych okazji świętuję właśnie w Novej. Dzieje się tak chyba za sprawą pysznego mojito, które jest tam serwowane w najróżniejszych smakach, a to jeden z moich ulubionych napojów wyskokowych. Na początku podchodziłam dość sceptycznie do mojito malinowego czy też jagodowego, ale raz się skusiłam i nigdy tego nie żałowałam. Polecam także melonową odmianę tego trunku. Menu raczej reprezentuje włoskie smaki, dostępne jest również w wersji light dla dbających o sylwetkę. Sałatki pierwsza klasa. Makarony rewelacyjne. Desery przepyszne. Przekąski też niczego sobie. Kapitalne miejsce na luźne spotkania w gronie przyjaciół. Jednak mimo nowoczesnej formy podczas wizyty w tym miejscu cały czas czuć klimat starego i poczciwego Kazimierza.

środa, 29 lutego 2012

I LOVE SUSHI

Moja przygoda z sushi zaczęła się dość dawno, ale jej prawdziwy rozkwit przypada na ostatnie 2 lata. W tym czasie próbowałam dość dużej ilości maków, futomaków, uromaków, hosomaków, nigiri, sashimi itp. itd.  Odwiedziłam też kilka restauracji specjalizujących się w przygotowywaniu tych pyszności.  Ogólnie rzecz ujmując uwielbiam sushi w każdych ilościach i smakach. Od ryby surowej przez pieczoną po krewetki, kalamary, surimi, czy też kawałki stricte wegetariańskie. A do tego zawsze zielona herbatka najróżniejszego rodzaju. Na samą myśl o wybraniu się do restauracji i zjedzeniu choćby mini zestawu robi mi się ciepło nie tylko na żołądku, ale i na sercu. Dla mnie to istny rytuał. Zapach gotowych kawałków maczanych w sosie sojowym przyprawia mnie o uczucie szczęścia i radości – istna magia. Do tego niesamowita jest sytość, a zarazem lekkość, które towarzyszą mi zawsze po opuszczeniu restauracji.

Zacznijmy więc wycieczkę po odwiedzanych przeze mnie miejscach, gdzie serwują tę charakterystyczną dla Kraju Kwitnącej Wiśni potrawę:
MIYAKO SUSHI (Kraków) – wydaje mi się, że to miejsce miało coś z fast fooda; chrzan wasabi podany w formie chrupkiej.
HANA SUSHI (Katowice) – dość eleganckie miejsce; zestawy zawsze przybrane świeżymi kwiatami i dużymi ilościami wasabi, imbiru i kawioru.
KYOTO SUSHI (Katowice) – kelnerki w kimonach i japonkach stwarzają niepowtarzalną atmosferę; jako aperitif zamawiam zawsze campari z sokiem pomarańczowym.
MUSSO SUSHI (Kraków) – bardzo sympatyczne i eleganckie miejsce; trzy rodzaje sosu sojowego zwykły, cytrynowy i czosnkowy; osobny „pokój” do zajadania sushi siedząc na podłodze.
77 SUSHI (Kraków) – styl nowoczesny; duże możliwości wszelakich kombinacji zestawów;  obecnie jestem szczęśliwą posiadaczką karty stałego klienta.
ZEN JAPANESE RESTAURANT & SUSHI BAR – miejsce niesamowite ze względu na dość nisko osadzony sufit (2 piętro) oraz pływające w łódeczkach sushi przy barze; istnieje możliwość usadowienia się na podłodze w zamykanych „pokojach”; podczas ostatniej wizyty kawałki miały kształt serduszek.
We wszystkich tych miejscach sushi zawsze świeże, dobrze przyrządzone, nie rozpada się i pysznie smakuje. Może tylko pierwsze z wymienionych miejsc nie zrobiło na mnie odpowiedniego wrażenia. Przeważnie gustuję w zestawach, bo jak dla mnie to najbardziej się opłaca. Polecam gorąco wszystkim przełamanie się i rozpoczęcie przygody z sushi. Wyśmienite, zdrowe jedzonko i świetna zabawa z pałeczkami, która przybliży nam kulturę Dalekiego Wschodu.
Niestety nie posiadam fotek ze wszystkich tych miejsc. Na pocieszenie załączam link do piosenki o jakże smacznym tytule „Sushi” K. Nosowskiej. Myślę, że odpowiednio wprowadza w klimat SUSHI

wtorek, 28 lutego 2012

DOMOWE OBIADY

Ruczaj to dzielnica kojarząca się raczej z nowymi inwestycjami, kampusem UJ i „końcem” Krakowa. Jednak wśród nowo powstających bloków i lasów żurawi ukryta jest bardzo miła restauracja o wdzięcznej nazwie „Konfitura”.  Prowadzona jest w stylu lat przedwojennych i cieszy nas swoją obecnością od prawie roku. Każdy poczuje się tu jak na obiedzie u kochanej babci, nie tylko ze względu na panujący klimat, ale również ze względu na serwowane prawdziwie polskie potrawy. Meble i krzesła w starym stylu, haftowane obrusy i stare radio wprowadzają domową atmosferę. Obsługa przemiła i kojarząca swoich klientów, co jest bardzo przyjemne. Atrakcją są zestawy obiadowe dostępne od poniedziałku do piątki w bardzo przystępnej cenie. Po za tym polecam świeże pierogi, pyszne placki ziemniaczane i wyśmienity kompot jabłkowy. Warto skusić się na pyszne nalewki domowej roboty oraz mało znaną potrawę Żarkoje, czyli „zapiekane mięso wołowe z warzywami i ziemniakami w tradycyjnych glinianych dzbanuszkach pod czapeczką z ciasta drożdżowego” (cytat z menu).
Co jakiś czas organizowane są wieczorki tematyczne. Miałam przyjemność uczestniczyć w dwóch degustacjach ryb wędzonych przez Fina mieszkającego w Polsce. Niech nie przeraża Was słowo degustacja kojarząca się z kąskami na wykałaczkach, gdyż po obu tych wieczorkach opuściłam „Konfiturę” najedzona do syta. Na pierwszym spotkaniu można było spróbować łososia wędzonego na ciepło, łososia wędzonego na zimno z pieprzem cytrynowym (gravia) oraz suma i pstrąga. Na drugim zgromadzeni goście mieli okazje oprócz wyżej wymienionego łososia spróbować jesiotra oraz krewetek. Łosoś za każdym razem doskonały. Natomiast sum i jesiotr to bardzo ciekawe doświadczenie.
W „Konfiturze” czeka nas jeszcze inna miła niespodzianka, a mianowicie regał z książkami, grami i zabawkami dla dzieci. Można sobie poczytać, pograć lub poplotkować z obsługą. Po za tym książki można pożyczyć, albo wymienić na inne przyniesione z domu.


Uwaga: Przechodziłam ostatnio obok Camelota i był zamknięty L. Mam nadzieję, że to tylko remont – dochodziły z wnętrza charakterystyczne dla niego odgłosy.

środa, 22 lutego 2012

TUSZOWANIE MŁODOŚCI

Czas studniówek właśnie minął. Miałam okazje oglądać zdjęcia z ubiegłego i tego roku i nie mogłam się napatrzeć i nadziwić.
Młodzi mężczyźni prezentują się przeważnie klasycznie i nienagannie w swoich wyprasowanych garniturkach i nażelowanych włosach. Natomiast dziewczęta, jeśli w ogóle tak można nazwać te panie, wyglądają strasznie. Po prostu istne karykatury młodości. Nie chodzi tu o sukienki, bo jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje. Po za tym w tej dziedzinie dominuje panująca moda i trendy. Przeraziło mnie co innego. A mianowicie ich twarze. Wymalowane oblicza młodziutkich dziewczyn, tlenione włosy, tipsy dłuuuugości nieskończonej i buty na niebotycznych obcasach. A do tego ta opalenizna w środku zimy niewiadomego pochodzenia. Studniówka to pierwszy prawdziwy bal. Na takim balu powinna królować świeżość i naturalność. Wskazany jest jak najbardziej delikatny makijaż, upięte włosy i zadbane paznokcie. Ale najważniejsza jest jednak dobra zabawa, bez biegania co pięć minut do toalety, aby poprawić spływający makijaż. Przecież na ostry make-up, tuszowanie siwych włosów i doklejanie sztucznych paznokci przyjdzie jeszcze czas. Należałoby więc korzystać z młodości jaką charakteryzuje się wiek licealny i po prostu się nią cieszyć póki czas na to pozwala.   
Oczywiście wypatrzyłam kilka dziewczyn normalnych, skromnych i wyróżniających się na tle postarzającej się na siłę ekipy osiemnastolatek. Nie możemy więc zgonić wszystkiego na panujące obecnie czasy i modę. Sprawa jest naprawdę poważna, gdyż panuje sztuczność, która wcale ładnie się nie prezentuje. Przerażające!!!

czwartek, 16 lutego 2012

TEATRALNIE

Alkoholizm to jak wiadomo rzecz straszna i szkodliwa. Nie tylko dla osób pijących, ale głównie dla osób ich otaczających. Jednak sztuka „Pijacy” w reżyserii Barbary Wysockiej wystawiana na Scenie Kameralnej Teatru Starego, po raz 51, rozbawiła mnie do łez. Z resztą nie tylko mnie, ale i zebraną tego dnia na Starowiślnej widownię. Usadowiona zostałam w trzecim rzędzie, więc mogłam sobie obserwować wszystko nie wytężając zbytnio wzroku. Obawiałam się trochę, że dramat napisany przez Franciszka Bohomulca jeszcze w epoce Oświecenia może być nudny ze względu na językowe różnice, ale na szczęście tak nie było. Sztuka została osadzona w latach 70-tych i tym samym była bardziej zrozumiała. Jak się okazało pije każdy i na różne sposoby, a już na pewno będąc gościem. A jeśli do tego trafi się na szczodrego gospodarza to sprawa komplikuje się jeszcze bardziej. A jeśli dodatkowo jest się osoba podatną na wpływ innych to upojenie alkoholowe murowane. A na drugi dzień wiadomo - kac różnego typu i rodzaju. Mimo wyluzowanej i „lekkiej” atmosfery został oczywiście przemycony morał. Alkohol może przyczynić się do straty wszystkiego co mamy, zaczynając od majątku, a kończąc na wielkiej miłości.

środa, 15 lutego 2012

WYJĄTKOWE WALENTYNKI

Walentynki to „święto”, którego zazwyczaj nie obchodzimy, ale wczorajsza niespodzianka tak bardzo mnie zaskoczyła, że postanowiłam ją opisać. Mój Walenty nakazał mi elegancko się wystroić i nie objadać. Domyśliłam się więc, że czeka na nas zarezerwowany stolik w restauracji. Tylko w której? Wystroiłam się według zaleceń (co przyczyniło się do lekkiego spóźnienia) i zostałam porwana. Podczas podróży przeprowadzana była w mojej głowie stała analiza eleganckich miejsc, w których można zjeść coś pysznego. Kiedy dotarliśmy pod drzwi Restauracji Wierzynek moje zdziwienie i podekscytowanie sięgnęło zenitu. Cóż ja wiedziałam o „Wierzynku”? Że to miejsce nawiązujące do postaci Mikołaja Wierzynka i uczty którą wydał w 1364 roku z okazji zaślubin wnuczki króla Kazimierza Wielkiego. Że to miejsce wytworne i eleganckie. Że to miejsce wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Że to miejsce gustowne i drogie. I tak też jest w rzeczywistości. Z czystym sumieniem potwierdzam. Obsługa na najwyższym poziomie od momentu przekroczenia progu. Wystrój poszczególnych sal niesamowity. Meble, stoły i krzesła w iście królewskim stylu. Złote ramy, strojne żyrandole i zasłony jak w prawdziwym zamczysku. Wszystko to w mgnieniu oka przenosi człowieka do innej epoki. Ucztowaliśmy, gdyż tylko tak można określić zaserwowane nam dania, w Sali Wierzynkowej. Obiado-kolacja składała się z 4 wyśmienitych i wartych polecenia dań. Nigdy nie jadłam tak przepysznych i aksamitnych jaj przepiórczych. Przez chwilę, dzięki wykwintnym strawom, sprawnej obsłudze oraz olśniewającemu wystrojowi, czułam się jak prawdziwa królowa. I tak oto mój Król i jego niespodzianki stają się blogową inspiracją i nie dają rozwijać się słomianemu.

Sala Wierzynkowa:




Opublikowane zdjęcia pochodzą ze strony: http://www.wierzynek.com.pl/

środa, 8 lutego 2012

KULTURALNA NIEDZIELA

Jeszcze przed wyjazdem na urlop zobaczyłam taki oto plakat:



I wybrałam się do tego oto miejsca:



Aby zobaczyć taką oto wystawę:
Turner. Malarz żywiołów

Mroźny był to dzień, więc wizyta w muzeum okazała się genialnym pomysłem. Wystawa sama w sobie ekscytująca ze względu na to, że obrazy malarza gościły w Polsce po raz pierwszy. Ale może najpierw kilka słów o samym twórcy. William Turner to angielski malarz uważany za prekursora symbolizmu oraz impresjonizmu. Żył w latach 1775 – 1851. Bardzo dużo podróżował, a jego obrazy przedstawiają głównie pejzaże. Malarz nie potrafił malować postaci, ale za to świetnie przedstawiał światło, co odzwierciedla większość jego prac. Na wystawie udostępnione zostały 84 prace zainspirowane czterema żywiołami – ziemią, wodą, powietrzem oraz ogniem. Prace Turnera są bardzo ciekawe, głównie ze względu na tematykę. Jak wspomniałam wcześniej, większość prac przedstawia krajobrazy, a one potrafią przykuć uwagę, ponieważ każdy z nich jest inny. Po za tym na takich obrazach zawsze można sobie coś wypatrzeć. Wydaje mi się też, że pejzaże w miarę powoli się nudzą i są  po prostu ładne.  Najbardziej spodobał mi się obraz „Zatoka Neapolitańska” (gniew Wezuwiusza). Praca ta przypomina nam jak bardzo bezbronni jesteśmy wobec sił natury. Z resztą cała wystawa daje nam do zrozumienia, że panujące w naturze żywioły oferują nam bardzo wiele, ale też bardzo dużo mogą nam zabrać.  

piątek, 3 lutego 2012

CAFE CAMELOT

Jest takie miejsce w Krakowie, w zasadzie bardzo niepozorne, do którego warto wstąpić i zapomnieć o reszcie świata. Z zewnątrz to stara kamienica i zimą, kiedy nie ma możliwości wystawienia stoliczków, można przejść przez zaułek Św. Tomasza, nie zwracając na nie najmniejszej uwagi. Ale kiedy już je znajdziemy i przekroczymy jego próg to z pewnością nas zaskoczy i sprawi, że będziemy do niego powracać. Zaskoczy nas oczywiście bardzo pozytywnie. I nie chodzi tylko o jego wnętrze, ale i o bogactwo karty. Jest to miejsce naprawdę niespotykane, pełne przedziwnych ludowych rzeźb oraz tajemniczej atmosfery. Stojące tam stoliki i krzesła w starym, krakowskim stylu zapraszają nas i gwarantują chwilę odprężenia. Jest to miejsce, które pozwoli zapomnieć nam o pędzącym czasie, kłopotach oraz liście spraw, które pozostały nam jeszcze do załatwienia. W rozluźnieniu pomaga oryginalne menu zawierające liczne pozycje. Camelot, tak się nazywa ów magiczne miejsce, kusi nas: pysznymi kawami, świeżymi koktajlami, wyśmienitymi tartami i na słodko i na ostro oraz innymi przepysznymi potrawami. Smakołykom towarzyszą, przez okrągły rok, owocowe dodatki, a kawie korzenne ciasteczka. W mroźne wieczory, które właśnie nas dręczą warto skusić się na grzane wino z figami, przepyszną ciepłą nalewkę lub mojego faworyta „malinową bombę”.
W „lochach” kawiarni działa kabaret. Niestety nic na jego temat nie mogę napisać, ponieważ nigdy na własne oczy go nie widziałam.




niedziela, 29 stycznia 2012

WAKACJE, WAKACJE...... I PO WAKACJACH

Zazwyczaj powrót do rzeczywistości jest dość ciężki, a jeśli do tego wchodzi w grę różnica temperatur i stref czasowych, to taki powrót jest wręcz nieznośny, a nawet zaryzykuję stwierdzenie, że niemożliwy. A jeśli do tego, zaraz po wtaszczeniu do domu wszystkich walizek, wypełnionych wspomnieniami i pachnących dopiero co odwiedzonym miejscem, okazuje się, że na drugi dzień należy wykazać się wiedzą na dwóch egzaminach to uwierzcie mi, że ten powrót potrafi sprawiać straszliwy ból. Bo przecież po powrocie człowiek ma ochotę nacieszyć się domem, zrobić obchód i ogarnąć co nieco, a zaraz potem zabrać się za rozpakowywanie i oglądanie wszystkich pamiątek, a zaraz potem zdjęć. Obdzwonić też należy kogo tylko trzeba, opowiedzieć w skrócie co się działo, przesłać podstawowe fotki itp. I znowu ogląda się zdjęcia z podróży. A potem pranie, uzupełnianie lodówki, w której znaleźć można tylko ketchup oraz inne słoiczki z marynatami, przelewy, opłaty no i powoli wracamy sobie do rzeczywistości w pełnej krasie. Ciężko widzę jutro pobudkę o 5:30 i wystawienie pięknie opalonej twarzyczki na -20 (tyle podobno ma być, albo i jeszcze więcej). Jest mi naprawdę zimno i naprawdę tęskno za: plażą, puszczą, pelikanami, mega obfitymi śniadaniami, margaritą ;) oraz beztroskim moczeniem się w gorącym Morzu Karaibskim. Pozwalam sobie załączyć kilka wakacyjnych fotek. I pewnie jeszcze nie raz w tym roku będę pisać o podróży moich marzeń, która dzięki wspaniałym kompanom mi towarzyszącym udała się na całego.

Troszkę kultury:


Troszkę ciepełka:


Troszkę zwierzątek:

środa, 11 stycznia 2012

PODRÓŻ ŻYCIA

Wiem, zaniedbałam bloga oraz moich świeżutkich obserwatorów. Ale nie myślcie, że to wina słomianego. Nie, nie, nie!!! Wręcz przeciwnie!!! Obecnie jestem baaaardzo zabiegana, ciągle niewyrobiona i cały czas coś załatwiam. Właśnie organizuję, jedną z pierwszych i mam nadzieję, że nie ostatnich podróży mojego życia. Oczywiście wybieram się w nią razem z Autorem zdjęć z mojego bloga J oraz Mcdulką. Wycieczka dość egzotyczna jak dla mnie. Będąc dzieckiem i podróżując paluszkiem po mapie, nigdy bym nie pomyślała, że wybiorę się tam w rzeczywistości. Jestem więc bardzo podekscytowana, cały czas wertuję przewodniki, przeliczam kasę, szperam sobie w necie, załatwiam sprawy, w myślach się pakuje i jeszcze do tego ciężko w pracy haruje. Wiadomo zamknięcie roku itp. itd. A jeszcze do tego w weekend gościłam gości i brałam czynny udział w zjeździe (jeszcze się dokształcam). Po prostu urwanie kapelusza. A tu tyle rzeczy do opisania: pyszne sushi, Camelot, wystawa Turnera. Obiecuję, że wszystko to nadrobię zaraz po powrocie. Znikam więc na jakiś czas (dokładnie do 27 stycznia), ładuję akumulatorki, odpoczywam, a po powrocie uderzam ze wzmożoną siłą J.

środa, 4 stycznia 2012

POLOWANIE NA SŁUCHACZA

Miało być dzisiaj o bardzo ciekawym miejscu w Krakowie, ale postanowiłam podzielić się z Wami moim ostatnim przemyśleniem na temat stacji radiowych.
Namiętnie (oczywiście z polecenia oraz za namową mojej siostry Mcdulki) słucham radiowej trójeczki i jest mi z tym bardzo dobrze. Zawsze ważne informacje, ciekawe audycje, czas na refleksje, czasem „ubaw po pachy” i oczywiście świetna muzyka.  A do tego jeszcze w każdy piątek z rana dr Kruszewicz i jego opowiastki – gorąco polecam.
Niestety w pracy jestem zmuszona słuchać bardziej komercyjnych stacji charakteryzujących się: powtarzającą się w kółko muzyką (mniej lub bardziej ambitną), głupowatymi komentarzami prowadzących, żartami na niskim poziomie i wyszukiwaniem sensacji.
I tak pewnego dnia słuchając po raz setny Feela i anielskiego głosu wokalisty tego zespołu, uświadomiłam sobie, że większość osób narzeka np. na wciąż powtarzające się utwory, ale słucha tych właśnie stacji, ze względu na konkursy. Sprawa jest bardzo prosta. Każdy konkursik kusi nas i zachęca wielką wygraną. Każdy więc śle sms-y i nerwowo wyczekuje, aż do niego zadzwonią, a do tego powtarza jak mantrę hasło niezbędne do wygrania wymarzonej kwoty.
Uświadomiłam więc sobie, że niektóre stacje, po prostu kupują sobie słuchaczy. Oczywiście czerpiąc przy tym zyski. Inne zaś cieszą się wielką popularnością od lat, ponieważ są jedyne w swoim rodzaju, potrafią zaskoczyć, zawsze proponują coś ciekawego i co najważniejsze mają swoich stałych słuchaczu, o których zawsze pamiętają.
Przyznam jednak szczerze, że i ja nie raz skusiłam się i wysłałam takiego smska J. Cóż, efekt owczego pędu J

niedziela, 1 stycznia 2012

NOWY ROK

W dzisiejszym dniu nie pozostało mi nic innego jak złożyć „wszystkim” Noworoczne Życzenia
Pogody ducha, zdrowia,
spełnienia marzeń, osiągnięcia wyznaczonych sobie  celów,
wszelkiej pomyślności oraz wiele miłości,
jak najmniej słomianego i wszystkiego dobrego.